podlaskie.ngo.pl
Sokole. Wernisaż wystawy fotograficznej Romana Sieńko
18 kwietnia 2015 r. o godz 15.00 w Domu Ludowym w Sokolu odbędzie się wernisaż wystawy fotografii archiwalnej Romana Sieńko.
autor(ka): Barbara Pacholska, 2015-04-13, 10.15
Roman Sieńko
Urodził się na Suwalszczyźnie- Raczki, Sejny, Augustów to magiczne miejsca jego dzieciństwa i wczesnej młodości. Po maturze zamieszkał w Ełku i tu zainteresował się najpierw muzyką, później fotografią. Ta ostatnia urzekła go w sposób szczególny. Chciał zostać fotografem, dlatego szczytem jego marzeń był własny aparat fotograficzny, którym mógłby przenieść własne marzenia na czarno-białą kliszę . Ale starszy brat mieszkający w Poznaniu w lot odczytał pragnienia Romana i kupił mu przedmiot jego westchnień -–aparat fotograficzny marki „Zorka”.
Był to nieskomplikowany w obsłudze aparat radziecki a i tak niewielu miłośników fotografowania mogło sobie pozwolić na taki luksus. Ponoć to za aparatem a nie za jego właścicielem oglądały się ówczesne nastolatki wzdychając: ”Widziałaś jaki aparat?” Dziś wyemancypowane kokietki powiedziałyby raczej te słowa o jego właścicielu. Ale to były inne czasy, choć kto wie…
Jego mistrzem i nauczycielem był niedościgły w swym zawodzie fotografik Edward Hartwig. To na jego książkach uczył się kadrowania fotografowanych obiektów, wywoływania klisz i obróbki chemicznej negatywów. Zawdzięcza mu swój wyrazisty styl, bo widział i czuł po swojemu, oraz pewność obiektywu, perspektywę i wyczucie chwili. Zamieszkał w Białymstoku i ciągle poszukiwał swojej drogi, a to na studiach politechnicznych, a to w biurze projektowym ale nie był to szczyt jego marzeń. Nieustannie biegał po białostockich plantach gdzie organizowano festyny i inne imprezy plenerowe. Fotografował, dokumentował, zapisywał historię tamtych ulotnych chwil. Jeszcze sam nie wiedział w jakim celu. I tak pewnego dnia trafił przypadkiem na Bohdana Hryniewieckiego, kolejnego dobrego ducha na swojej ,rozpoczętej mimochodem , drodze fotoreporterskiej. Okazało się,że ów Pan Hryniewiecki to znany redaktor „Gazety Białostockiej” czytanej w najmniejszej nawet wiosce dawnego województwa białostockiego. I stało się. Był rok 1957. Oto jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki otworzyły się przed nim wrota redakcji znanej gazety o jakiej nawet nie śmiał marzyć. Posypały się zlecenia obsługi ważnych osobistości składających „gospodarskie” wizyty na Białostocczyźnie, uroczystości przecinania wstęg otwierając tym samym nowo wybudowane zakłady przemysłowe, obiekty użyteczności publicznej, jubileusze zespołów artystycznych,ludzi sukcesu .Poznawał nowe miejsca, nowych ludzi, uczył się zachłannie i był w swoim żywiole. Ale pstryknięcie zdjęcia to jedno a jego obróbka do celów wydawniczych to drugie. Przesiadywał więc niezliczoną ilość godzin w swoim królestwie jakim była ciemnia fotograficzna. Pachniał wywoływaczem, utrwalaczem i ciszył się z każdego udanego ujęcia. Wczesnym rankiem niósł te swoje „marzenia” na wglądówkach do redakcji , do której dopiero schodzili się jego redakcyjni koledzy. On już biegł do kolejnych wydarzeń zazdrosny o każdy temat. A nos do tematów miał. Naczelny „Gazety Białostockiej” docenił jego wysiłki, bowiem zorganizował spotkanie z Henrykiem Grzędą, szefem reporterów terenowych Centralnej Agencji Fotograficznej. I tak spełniły się marzenia P. Romana o podróżach po wielkim świecie w towarzystwie osób z pierwszych stron gazet. Najpierw był reporterem terenowym CAF tu na swoich śmieciach, potem na terenie całego kraju ,wreszcie poza jego granicami. Nigdy nie udało mu się zapamiętać w ilu krajach był i jakie spotkania „na szczycie” dokumentował. Zapamiętał najbardziej wizyty Edwarda Gierka, Josifa Bros Tito, moskiewski pogrzeb Leonida Breżniewa. Ale też gorący czas prezydenckiej kampanii wyborczej Lecha Wałęsy w 1989r. Uczestniczył w wyjazdach do Francji. Gruzji,Armenii, Tadżykistanu. Każdy z nich owocował profesjonalnym serwisem fotograficznym, szkoda tylko że wiele z tych zdjęć nie znalazło uznania w oczach ówczesnej cenzury. Bo to ona decydowała, które zdjęcie można publikować. Dziś byłyby to rarytasy, o które biłyby się gazety różnych opcji. Cóż, takie to były czasy…Bez zdjęć Romana Sieńko nie poczulibyśmy klimatu tamtych lat, nie docenilibyśmy zmian jakie zaszły w naszym otoczeniu. Publikował w gazetach regionalnych: „Gazecie Białostockiej”, „Kontrastach”, ”Niwie”, ale i prasie centralnej: ”Trybunie Ludu”, ”Zielonym Sztandarze”, ”Nowej Wsi” i innych.
Ponad 20 tysięcy zdjęć z czasów pracy w CAF-ie P. Roman Sieńko przekazał do Państwowego Archiwum w Białymstoku. Część z nich znalazła się na naszej wystawie. Większość prezentowanych fotografii pochodzi z archiwum Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, która po CAF-ie przejęła zasoby archiwalne. Ponadto na wystawie prezentujemy także zdjęcia z Miejsko Gminnego Archiwum w Sejnach i z prywatnych zbiorów Piotra Sawickiego, znakomitego białostockiego fotografika.
Dzisiaj P. Roman Sieńko razem z synem Jackiem zarządza najstarszym w regionie prywatnym salonem samochodowym „Sieńko i Syn”, a po pracy znajduje ukojenie w malowniczej wsi Sokole położonej w Puszczy Knyszyńskiej.
miejsce: Dom Ludowy w Sokolu, Sokole 59, 16-050 Michałowo, woj. Podlaskie
data wydarzenia: od 2015-04-18 do 2015-04-30
organizator: Towarzystwo Przyjaciół Sokola
adres: Sokole 59, 16-050 Sokole, woj. podlaskie
tel.: 85 717 51 92, e-mail: tpssokole@gmail.com
www: http://sokole-tps.pl
organizator: Centrum Produktu Lokalnego
adres: Sokole 59, 16-050 Michałowo, woj. podlaskie
organizator: Gminny Ośrodek Kultury w Michałowie
adres: Białostocka 19, 16-050 Michałowo,
tel.: 85 7189019, e-mail: gok@gokmichalowo.pl
źródło: Towarzystwo Przyjaciół Sokola
=================================================================
Kurier Poranny
Sokole. Roman Sieńko pokaże swoje zdjęcia
Dodano: 17 kwietnia 2015, 18:30 Autor: (ak)
W sobotę, o godz. 15, w Domu Ludowym w Sokolu odbędzie się wernisaż wystawy fotografii Romana Sieńko.
To pochodzący z Suwalszczyzny wieloletni fotoreporter Centralnej Agencji Fotograficznej. Dokumentował czasy PRL i zmieniającą się rzeczywistość.
Swoje prace publikował m.in. w „Gazecie Białostockiej”, „Niwie”. Do Państwowego Archiwum w Białymstoku przekazał ponad 20 tysięcy zdjęć. Część z nich znalazła się na wystawie.
Dziś razem z synem zarządza najstarszym w Białymstoku salonem samochodowym. Od 1maja wystawa będzie prezentowana także w Gminnym Ośrodku Kultury w Michałowie.
=================================================================
Patronat medialny:
Gazeta Wyborcza – Gazeta w Białymstoku
Dziś sprzedaje samochody, kiedyś fotografował codzienność
moż 2015-04-17
Nie wszyscy wiedzą, że Roman Sieńko, właściciel najstarszego w regionie prywatnego salonu samochodowego, swego czasu był znanym fotografem Centralnej Agencji Fotograficznej, którego prace publikowały gazety regionalne. W sobotę (18.04) o godz. 15 w Domu Ludowym w Sokolu otwarta zostanie wystawa jego fotografii
Sokole to nieprzypadkowe miejsce – Roman Sieńko w Sokolu mieszka i jest wieloletnim mecenasem miejscowych poczynań kulturalnych. Wystawę jego prac postanowiło zorganizować Towarzystwo Przyjaciół Sokola, przy współpracy z Centrum Produktu Regionalnego w Sokolu i Gminnego Ośrodka Kultury w Michałowie.
– Roman Sieńko przez wiele lat (lata 60.-80.) był fotoreporterem Centralnej Agencji Fotograficznej, dokumentował czasy PRL i zmieniającą się rzeczywistość, a swoje zdjęcia zamieszczał w „Gazecie Białostockiej”, „Kontrastach”, „Nowej Wsi”, „Niwie” i innych gazetach. Dotychczas nie miał okazji pokazania swoich prac, z wyjątkiem wystawy w Galerii Arsenał „Kobieta w obiektywie” w 1987 roku – mówi Barbara Pacholska z Towarzystwa Przyjaciół Sokola. – Ponad 20 tysięcy zdjęć z czasów pracy w CAF-ie pan Roman Sieńko przekazał do Państwowego Archiwum w Białymstoku. Część z nich znalazła się na naszej wystawie. Większość prezentowanych fotografii pochodzi z archiwum Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, która po CAF-ie przejęła zasoby archiwalne. Ponadto na wystawie prezentujemy także zdjęcia z Miejsko-Gminnego Archiwum w Sejnach i ze zbiorów Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Białymstoku.
Po dwóch tygodniach prezentacji wystawy w Sokolu wystawa przeniesiona zostanie do GOK-u w Michałowie, gdzie otwarta zostanie 1 maja o godz. 15.
„Gazeta Wyborcza” patronuje wydarzeniu.
=================================================================
Gazeta Wyborcza – Gazeta w Białymstoku
Romku! Te łosie to bajka. 30-letnia pasja dealera aut [ROZMOWA]
Monika Żmijewska 19.04.2015 12:59
Zdjęcia mi się często udawały, bo lubiłem wcześnie wstawać – żartuje Roman Sieńko, od ćwierć wieku właściciel najstarszego białostockiego salonu samochodowego, a wcześniej, przez 30 lat – fotograf. Portretował siermiężną peerelowską rzeczywistość, na zlecenie Centralnej Agencji Fotograficznej jeździł po Europie z politykami. We wsi Sokole, gdzie mieszka, można oglądać kameralną wystawę jego zdjęć.
ROZMOWA z Romanem Sieńką
Monika Żmijewska: Ile pan zrobił zdjęć w swoim życiu?
Roman Sieńko: Nie sposób policzyć. Dziesiątki, setki tysięcy. A najciekawsze jest to, że w sumie zostałem bez fotografii. W 1990 roku Centralna Agencja Fotograficzna, która była moją żywicielką i do której przekazywałem na bieżąco wszystkie rolki, została gwałtownie zamknięta, a jej zbiory przejęła Polska Agencja Prasowa. Właściwie wszystkie moje zdjęcia są teraz tam. Ja z kolei wszystko, co miałem, swego czasu przekazałem do Państwowego Archiwum w Białymstoku. Niektóre zdjęcia, które oglądać można na tej kameralnej wystawie w Sokolu, pochodzą właśnie stamtąd. Ale nie ma na niej zdjęć politycznych, które robiłem dawno temu. To wszystko jest w zbiorach PAP-u.
A tych politycznych zdjęć zrobił pan swego czasu dużo. Jeździł pan za ówczesnymi politykami po Europie i ZSRR.
– Dużo tego było, faktycznie. Najpierw byłem reporterem CAF-u w swojej okolicy, potem w całym kraju, a potem zacząłem jeździć w delegacje. Jechałem do ZSRR, jej republik – Armenii, Gruzji, Tadżykistanu. Byłem z Gierkiem we Francji. Jechało się wszędzie tam, gdzie był jakiś szczyt, gdzie z gospodarską wizytą jechali nasi politycy.
Dziś każdy robi zdjęcia, w jednej chwili po zrobieniu fotografii komórką można przesłać je do internetu. Jak pan wspomina swoje fotograficzne czasy?
– To była zupełnie inna epoka, młodzi ludzie nie są w stanie nawet jej sobie wyobrazić. Mieliśmy ogromne kłopoty z materiałami, wszystko było kosztowne, cały czas trzeba było pamiętać, ile ma się rolek. Pamiętam, że nowiutkiego canona dostałem, gdy pojechałem na zjazd partii do Warszawy. Wcześniej fotografowałem jakimś niemieckim aparatem. Ten Canon to było coś wspaniałego, jak cudowna zabawka, technicznie zostawiała wszystkie aparaty w tyle. Można więc sobie wyobrazić, jaką frajdą było robienie nim zdjęć. Ale też sam aparat zdjęcia nie zrobi. Trzeba mieć oko, łut szczęścia. Cały czas się uczyłem, by robić zdjęcia coraz lepiej i lepiej.
Pamiętam też okropne momenty. Po raz pierwszy pojechałem do Jugosławii, jestem na lotnisku, chcę zmienić film, tu ważna chwila – powitanie gości z Polski, a ja nie mogę wyrwać filmu z aparatu! To było straszne, oblał mnie zimny pot, miałem wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. A film nie miał kiedy się zaciąć, a właśnie teraz! Do dziś to pamiętam. Ostatecznie się udało, zdążyłem zmienić rolkę, zdążyłem zrobić zdjęcia. Ale takie momenty, gdy ma się świetną okazję, a sprzęt nawala i zaczyna się złośliwość przedmiotów martwych, to naprawdę czarny sen fotografa.
Dużo było takich czarnych momentów?
– Takich, że się nie udało zrobić zdjęcia, choć byłem przygotowany, może za dużo nie było… Ale też czasem niezły materiał nie wychodził, np. z winy laboratorium, które wywoływało zdjęcia. Czasem nie było dokładnie tak, jak chciałem. Bo wywołujący zdjęcia byli niefrasobliwi albo po prostu mieli np. gorszy dzień.
Ale niekiedy zdarzały się sytuacje innego kalibru – kiedy okazja jest, a nie ma jak zrobić tego właściwego zdjęcia, po które się pojechało. Tak było np. w ZSRR na pogrzebie Breżniewa w 1982 roku. Wróciłem z niego bez zdjęć. Pamiętam, że tak jak polityków z całego świata zjechała wtedy cała masa, tak fotografów jeszcze więcej. Było nas chyba ze 150. Wszystkich fotografów zgromadzono w jednym budynku, z pianinem – to mi zapadło w pamięć, bo ja na tym instrumencie gram. Siedzieliśmy tam i siedzieliśmy, ciągle się zastanawiając, kiedy w końcu zawiozą nas na miejsce. No i wreszcie zawieźli pod jakiś mur. Już myślimy, że zaczniemy pracę, a tu nic. Okazuje się, że nie można wejść – nagle wydano taką dyrektywę. Potem się dowiedzieliśmy, że jakaś kuzynka Breżniewa nieoczekiwanie uklękła przy trumnie i zaczęła się modlić. Zrobił się popłoch i straszny galimatias, konsternacja, przecież nikt nie może takich sytuacji sfotografować! Trzech fotografów zagranicznych agencji, którym już prawie udało się wejść do środka – cofnięto od wejścia, zabrano publicznie filmy. A nam potem zrobili pokaz wybranych zdjęć fotografów radzieckich. Byliśmy mocno zezłoszczeni, bo jak to? Robić zdjęcia zdjęciom?
No to teraz słowo o świetnych momentach.
– Opowiem o takim, który zdarzył się niedaleko, nie trzeba było jechać za granicę. Był taki czas, kiedy w Polsce wyniszczona została populacja łosi. Więc nasz kraj sprowadził łosie z radzieckiego zoo, jakąś wzorcową parkę, która szybko zaczęła się rozmnażać. Ogłoszono to jako sukces hodowlany, bo faktycznie, łosie rodziły się zdrowe i piękne. Gdzieś o tym dowiedziała się koleżanka z CAF-u i powiedziała: „Romek, jedź”. Byłem akurat na jakimś materiale w Polsce, przyjechałem z Warszawy do domu po południu, około godz. 15. Późno już w sumie. Ale wykąpałem się, przebrałem, pomyślałem: nie ma co czekać, jadę. Wsiadłem w samochód i pojechałem – gdzieś w okolice Grajewa, gdzie miałem się skontaktować z nadleśniczym. Jadę z tego Grajewa, skręcam w leśną drogę. Jak zwykle aparat przy mnie leży, radio włączone. A trzeba dodać, że była wtedy zima, na zewnątrz minus 12. Ja w strachu, czy aparat nie nawali, bo na takim mrozie aparaty wtedy błyskawicznie zamarzały. I nagle myślę: nie, coś mi się chyba w oczy stało. Widzę – stoi klępa, a przy niej dwa źrebaki. To było coś niesamowitego, proszę pamiętać, że łosi u nas wtedy nie było, one się dopiero odradzały, to nie to co teraz, że każdy może go spotkać. Biegnę, grzeję rękami ten aparat, myślę w duchu – tylko nie nawal, proszę! A klępa myśli, że ja atakuję jej źrebaki. Nastawiła się na mnie, trochę strachu też było. Ale zrobiłem całą rolkę, cudowne, piękne zdjęcia, bardzo czytelne, z bardzo bliska.
Byłem bardzo podekscytowany. Myślę, OK, mam zdjęcia, trzeba jechać do tego miejsca, gdzie mam przenocować. Wziąłem kopertę, opisałem na niej co, jak i gdzie, włożyłem do niej rolkę, tę wsadziłem przesyłką do pociągu, by zdjęcia wysłać do Warszawy jak najszybciej. Musiałem wiedzieć, czy wyszły jak najlepiej, czy laboratorium tego nie schrzani. Wracam do nadleśniczego w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, on stawia mi barszcz na stole, wyciąga coś mocniejszego. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, w końcu ja wspaniale nakarmiony, zadowolony, usnąłem kamiennym snem. W nocy nagle budzę się – a bardzo nie chcę się budzić, bo pod tą pierzyną w nadleśnictwie wspaniale mi się śpi… Oczy przecieram i myślę sobie: – No nie, znów mam coś nie tak z oczami. Bo oto widzę zastępcę naczelnego agencji i dwóch fotoreporterów. A oni do mnie: – Gdzie ty zrobiłeś te zdjęcia, idziemy po kolejne! Moje fotografie okazały się fantastyczne, oni się tak nimi przejęli, że od razu postanowili przyjechać. Jeszcze w nocy. Pamiętam, że wtedy dostałem ekstra premię, za te łosie. Chyba 2,5 tysiąca na rękę – jakby drugą pensję fotografa. A mój zwierzchnik – szef grupy reporterów terenowych w CAF-ie, Henryk Grzęda, powiedział mi wtedy: Romku! Te łosie to po prostu bajka.
Żubry też panu wyszły?
– Pamiętam, jak jeździłem do Białowieży. I na plenery malarskie, i na fotografowanie żubra. Dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego mówił mi: – Słuchaj stary, jeśli chcesz zrobić dobre zdjęcie, to ja cię zawiozę tam, gdzie spotkamy i 300 żubrów. Tylko tam musisz na siebie uważać, może być groźnie, a ja nie będę cię bronił, to na twoją odpowiedzialność. Ale moje najsłynniejsze zdjęcia żubra, które potem krążyło w świecie, zrobiłem w innych okolicznościach. Oto bardzo rano wjeżdżam do Białowieży, i widzę: jedzie fura z sianem, za nią postępuje żubr i sobie siano skubie. To było najbardziej chodliwe zdjęcie w mojej karierze. Przedrukowywano je w całym świecie, dotarło nawet do Japonii. A udało mi się dlatego, że wcześnie wstawałem. Zresztą z tego słynąłem – lubiłem być na miejscu o 6 rano, a nawet wcześniej. Często było tak, że ja już wracałem z materiału, a dziennikarz dopiero jechał.
Jak pan wspomina te siermiężne lata PRL-u?
– To były dziwne czasy. Dla tych, którzy umieli się śmiać z tych absurdów. Inaczej było ciężko. Ja ze względu na pracę wiodłem ciekawe życie, ale ogólnie, szczególnie zaraz po wojnie, to nie był łatwy okres. Pochodziłem z zamożnej rodziny. Przed wojną mój ojciec był złotnikiem, sprzedawał radioodbiorniki, biżuterię, zegarki. Potem sprowadzał i sprzedawał rowery, niektóre części udoskonalał. Miał głowę do interesów, umiał zadbać finansowo o rodzinę. Miał firmę w Sejnach, gdzie mieszkaliśmy, i w Grodnie. W Sejnach były koszary, z wojskiem też miał umowę – nawet przygotował dla niego rowery. Ale gdy przyszli Sowieci, ciężko wypracowany interes przepadł. Rodzice nic nie zdążyli zabrać. Po wojnie przenieśliśmy się z Sejn do Ełku, z majątku zostało niewiele, trzeba było wszystko zaczynać od nowa. A i władzom nie podobało się, że pochodziliśmy z przedwojennej zamożnej rodziny. Przez długi czas nie miałem prawa podjąć studiów, podobnie mój brat, bardzo dobry, ambitny uczeń, który chciał studiować medycynę. To było upokarzające. Ale on znalazł na to sposób. Gdy odmówiono mu u nas, jako niepewnemu politycznie, wstępu na studia, pojechał do Poznania, gdzie mieliśmy kuzynów. Tam znalazł zatrudnienie w hufcu pracy, zaciągnął się tam… i w niedługi czas potem dostał skierowanie na wymarzone studia. Takie to były czasy…
Ale jakoś w końcu się wszystko poukładało, choć nie zostałem muzykiem, tak jak chciałem. Jeszcze w Ełku zainteresowałem się fotografią, uczyłem się na książce Edwarda Hartwiga. Gdy zamieszkałem w Białymstoku, też fotografowałem, tak dla siebie. Ale już pod koniec lat 50. zacząłem robić zdjęcia dla „Gazety Białostockiej” i tak to poszło. Potem fotografowałem też dla „Kontrastów”, „Nowej Wsi”, „Niwy”, współpracowałem też m.in. z Białostockim Teatrem Lalek, za dyrekcji Krzysztofa Raua. Z czasem zainteresowała się mną Centralna Agencja Fotograficzna, co dało mi kompletnie nowe perspektywy. I tak ruszyłem w świat. Gazety chwaliły sobie współpracę ze mną, podobał się im mój styl pracy, zadowalałem ich oczekiwania.
W sumie więc nie narzekam, czego się w życiu nie dotknąłem, to mi raczej wychodziło.
Jak założenie najstarszego w Białymstoku prywatnego salonu samochodowego, w którym zaczynał pan od polonezów?
– Ja zawsze szybko podejmowałem decyzje. Gdy zaczynała się transformacja ustrojowa i gospodarcza, postanowiłem skończyć z fotografią i w 1990 roku założyłem z synem salon. Ryzyko było duże, w końcu byłem pierwszym dealerem aut w Białymstoku, mogło się nie udać. Ale się udało.
****
Ponad 20 tysięcy zdjęć z czasów pracy w CAF-ie pan Roman Sieńko przekazał do Państwowego Archiwum w Białymstoku. Część z nich znalazła się na wystawie. Większość prezentowanych fotografii pochodzi z archiwum Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, która po CAF-ie przejęła zasoby archiwalne. Ponadto na wystawie zobaczyć można także zdjęcia z Miejsko-Gminnego Archiwum w Sejnach i ze zbiorów Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Białymstoku.
Po dwóch tygodniach prezentacji wystawy w Sokolu wystawa przeniesiona zostanie do GOK-u w Michałowie, gdzie otwarta zostanie 1 maja o godz. 15.
„Gazeta Wyborcza” patronuje wydarzeniu.
=================================================================
TVP Białystok
Dokument fotografa
Publikacja: 18 kwietnia 2015, 17:40
Autor: mc
Źródło: Obiektyw TVP Białystok
Fotografował, dokumentował zapisywał historię ulotnych chwil. Roman Sieńko – białostocki fotograf. Dziś w Sokolu otwarto wystawę jego zdjęć.
Roman Sieńko, w Polsce Ludowej fotografował najważniejsze wydarzenia. W fotografii zakochał się jeszcze w rodzinnych Sejnach. Ale przygoda z patrzeniem na świat przez obiektyw, na dobre zaczęła się w Poznaniu. Tam na targach, brat Romana Sieńki kupił mu obiekt jego westchnień – aparat marki Zorka. – Ja z tą Zorką w kieszeni przyjechałem i niczym innym poza nią się już nie zajmowałem – wspomina Roman Sieńko, fotograf.
Najpierw to była pasja. A od 1957 roku – praca. Został fotoreporterem w Gazecie Białostockiej. Później przez wiele lat pracował dla Centralnej Agencji Fotograficznej.
Obiektywem uwiecznił między innymi wizytę Edwarda Gierka w Białymstoku, pogrzeb Leonida Breżniewa, ale też gorący czas kampanii wyborczej Lecha Wałęsy w 1989 roku. Na jego zdjęciach są też też znane postacie świata polityki, sportu i kultury.
W tym roku mija sześćdziesiąta rocznica przyjazdu Romana Sieńki do Białegostoku. Tutaj zaczynała się jego zawodowa droga. Tę okazję postanowiło zauważyć Towarzystwo Przyjaciół Sokola.
Fotografa nadal doceniają jego przyjaciele oraz współpracownicy, którzy w sobotę licznie przybyli na uroczystość otwarcia wystawy. Według nich Roman Sieńko to postać charyzmatyczna. – Trzeba mieć w sobie tyle siły i zaparcia, chęci, wrażliwości, by zrobić to w sposób znakomity jak to zrobił pan Roman Sieńko. Ale to lata pracy pokazują, że udało mu się pogodzić pasję z pracą – powiedziała Barbara Pacholska, prezes Towarzystwa Przyjaciół Sokola.
Prace Romana Sieńki można oglądać w Centrum Produktu Lokalnego w Sokolu do końca kwietnia. Później wystawa zagości w Gminnym Ośrodku Kultury w Michałowie.
Wystawa Romana Sieńki to nie tylko zapis historii uwieczniony okiem fotografa. To również źródło inspiracji dla tych, którzy marzą o tym, by pasję połączyć z pracą zawodową.
Redaktor: Cezary Roman
Zdjęcia: Bartosz Tryzna
Obiektyw: 18.04.2015 r. godz. 18:30, minuty emisji: 16:17 – 17:17
Link, tu kliknij: http://bialystok.tvp.pl/19716007/18042015-godz-1830
=================================================================
Wrota PodlasiaDodana: 20 kwietnia 2015, 14:16
Zmodyfikowana: 20 kwietnia 2015, 14:16
Takiego najazdu gości Sokole dawno nie widziało.To przyjaciele P.R.Sieńko swoim przybyciem dali wyraz szacunku i uznania dla dokonań fotograficznych autora prezentowanych zdjęć. Przybyli także Sokolanie, aby poznać swojego sąsiada z innej strony. Nie zabrakło kwiatów, uścisków i serdecznych słów.Organizatorami wernisażu byli:TPS, CPL i GOK Michałowo.Zdjęcia ze zbiorów: Polskiej Agencji Prasowej, Państwowego Archiwum, WOAK, Miejsko Gminnego Archiwum w Sejnach i ze zbiorów autora.
Fot.Andrzej Kasperowicz





=================================================================
Fotograf PRL-u
Sto fotografii złożyło się na wystawę fotografii Romana Sieńki, otwartej w Domu Ludowym w Sokolu (kurator Barbara Pacholska). To zaledwie mikroskopijna cząstka tych, jakie wykonał dokumentując wydarzenia w Białymstoku, regionie, kraju i na świecie przez ponad pół wieku. Publikował je w gazetach regionalnych: „Gazecie Białostockiej”, „Kontrastach”, ale i w prasie centralnej: „Trybunie Ludu”, „Zielonym Sztandarze”, czy „Nowej Wsi”. Wykorzystywała je też przez szereg lat też „Niwa” a i robił je do naszych tekstów na specjalne zamówienie, po przyjacielsku. Ponad 20 tysięcy fotografii z czasów pracy w Centralnej Agencji Fotograficznej (CAF) autor przekazał do Państwowego Archiwum w Białymstoku i to one stanowią główną część wystawy, na której można zobaczyć zapisy dnia codziennego z lat 70. (zdarzenia, obiekty, ludzi) i lat późniejszych jak te z pierwszej prezydenckiej kampanii wyborczej Lecha Wałęsy na dziedzińcu Pałacu Branickich, czy Bronisława Geremka z tamych czasów na wiecu w Augustowie. Jest tu także wiele portretów kobiet, które – jak przyznaje sam fotograf – uwielbiał uwieczniać.
Roman Sieńko urodził się na Suwalszczyźnie. Obecnie mieszka w Sokolu. Fotografem chciał zostać od wczesnej młodości. Pierwszy aparat fotograficzny podarował mu starszy brat – radziecką „Zorkę”. Od przyjazdu do Białegostoku w 1955 r. zrobił ponad ćwierć miliona zdjęć. Po zakończeniu pracy w CAF założył z synem pierwszy w Białymstoku salon samochodowy. Barbara Pacholska przypomina:
– Już w młodości biegał po białostockich plantach, gdzie organizowano festyny i inne imprezy plenerowe. Fotografował, dokumentował, zapisywał historię tamtych ulotnych chwil. Trafił przypadkiem na Bohdana Hryniewieckiego, redaktora„Gazety Białostockiej” czytanej w najmniejszej nawet wiosce dawnego województwa białostockiego. Był rok 1957. Oto – jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki – otworzyły się przed nim wrota redakcji znanej gazety. Posypały się zlecenia obsługi ważnych osobistości składających „gospodarskie” wizyty na Białostocczyźnie, uroczystości przecinania wstęg otwierających nowo wybudowane zakłady przemysłowe, obiekty użyteczności publicznej, jubileusze zespołów artystycznych, ludzi sukcesu. Naczelny „Gazety Białostockiej” docenił jego wysiłki, bowiem zorganizował spotkanie z Henrykiem Grzędą, szefem reporterów terenowych Centralnej Agencji Fotograficznej. I tak spełniły się marzenia Pana Romana o podróżach po wielkim świecie w towarzystwie osób z pierwszych stron gazet. Najpierw był reporterem terenowym Centralnej Agencji Fotograficznej tu na swoich śmieciach, potem na terenie całego kraju, wreszcie poza jego granicami. Nigdy nie udało mu się zapamiętać, w ilu krajach był i jakie spotkania „na szczycie” dokumentował.
Roman Sieńko najbardziej zapamiętał wizyty Edwarda Gierka, Josifa Broz Tito, moskiewski pogrzeb Leonida Breżniewa, ale też czas prezydenckiej kampanii wyborczej Lecha Wałęsy w 1989 r. Uczestniczył w wyjazdach do Francji, Gruzji, Armenii, Tadżykistanu, Jugosławii. CAF, dla której głównie pracował, istniała w latach 1951-1991. W czasach PRL była jedyną agencją prowadzącą serwis fotograficzny. Podlegał ostrej cenzurze. Jego fotoreporterzy mieli obowiązek dokumentować wszelkie dziedziny życia ówczesnej Polski zgodnie z obowiązującą ideologią.
Barbara Pacholska:
– Bez zdjęć Romana Sieńko nie poczulibyśmy klimatu tamtych lat, nie docenilibyśmy zmian jakie zaszły w naszym otoczeniu.
Autor podczas wernisażu (18 kwietnia) opowiadał „Niwie”:
– Wiele z moich wartościowych zdjęć gdzieś się zagubiła albo się zniszczyły. Leżały tak, jak filmy z nimi w piwnicy i zalały się wodą. CAF-u już nie ma, a jej spadkobierca Polska Agencja Prasowa nie jest dobrze zorganizowana jeśli chodzi o archiwalia fotograficzne. Muszę się przyznać, że poza pracą w CAF, chałturzyłem trochę robiąc zdjęcia dla teatrów dramatycznego i lalkowego w Białymstoku i lakowego w Warszawie.
Wspominał:
– Po 70 roku było trochę lepiej, ale wcześniej nie miałem żadnego wpływu na to jakie zdjęcie ma być zamieszczone. Jedna trzecia zdjęć jakie robiłem nie ukazywała się, bo cenzorzy wydawali taki wyrok. Milicjanci jak robiłem zdjęcia przyglądali mi się uważnie, ale wiedzieli, że mogę fotografować, więc nie przeszkadzali. Nie bałem się naciskać spustu aparatu w każdym momencie. Wiedziałem, że najwyżej mi nie zamieszczą. Nigdy nie miałem kłopotów z fotografowaniem czegokolwiek. I tak wiedziano, że jestem nadzorowany przez służby specjalne. W „Niwie” publikowałem zdjęcia, bo sama wasza gazeta była tym zainteresowana. Często po przyjacielsku po prostu proszono mnie żebym pojechał w teren i zrobił fotoreportaż z jakiegoś święta albo podrzucałem przy okazji obsługi innych wydarzeń. „Niwa” chętnie korzystała z moich zdjęć.
Roman Sieńko doskonale wiedział jakie portrety przywódców „połkną” peerelowskie gazety:
– Mieli wyglądać poważnie, dostojnie i w ujęciu najlepiej en face.
Raz fotograf przyłapał Edwarda Gierka kiedy ten podczas jednej z gospodarskich wizyt w terenie zakrztusił się bo bąbelki po wypiciu coca-coli uderzyły mu do nosa. Zdjęcie oczywiście nigdy nie trafiło do prasy.
Wśród licznie obecnych na wernisażu w Sokolu był też poseł Aleksander Sosna, jak są siebie określa, nawiedzony kolekcjoner starych zdjęć i pocztówek:
– Jestem na każdej wystawie gdzie można je zobaczyć. W Sokolu w ogóle jestem po raz pierwszy. Zobaczyłem na tej wystawie zdjęcie „rodzinne”. Na jednym jest moja krewna Wiera Maksymowicz pochodząca ze wsi Reduty, koło Orli, a mieszkająca pod Gołdapią. Na tej fotografii jako starościna towarzyszy Edwardowi Gierkowi podczas ogólnopolskich dożynek w 1973 r. w Białymstoku. Została wytypowana, bo była najlepszą dojarką w w PGR, w którym pracowała. Te stare, czarno-białe zdjęcia wywołują we mnie sentyment i wspomnienia. W pewnym wieku człowiek chętnie wraca do przeszłości i na niej chce budować przyszłość. Szkoda tylko, że te zdjęcia nie są podpisane, nie ma nazwisk osób, które na nich są, a tylko podpisy ogóle typu: „Tatarka czytająca koran,” czy „ludowy artysta”.
Zorganizowanie wystawy było możliwe dzięki staraniom Towarzystwa Przyjaciół Sokola, Gminnego Ośrodka Kultury w Michałowie i sokolskiego Centrum Produktu Lokalnego. Od 1 maja będzie pokazywana w Gminnym Ośrodku Kultury w Michałowie.
Maciej Chołodowski. NIWA
==============================================================