Rozpoczynamy prezentację legend dotyczących rodziny Hasbachów pomieszkujących  latem w Puszczy Knyszyńskiej.

Oto jedna z nich pochodząca ze zbiorku „Pomiędzy prawdą a legendą” wydanego nakładem TPS. Autorkami poblikacji są: Barbara Pacholska i Ewa Kupraszewicz, miejscowe pasjonatki regionalizmu. Czekamy na nastepne.

”””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””””’

Hasbach – naiwny dobrodziej

Starzy ludzie, ku przestrodze młodzieży, opowiadają często legendę o Arturze Hasbachu – właścicielu Fabryki Sklejek w Białymstoku, pomieszkującym w Stanku. Pod koniec życia stracił wzrok i nie mógł cieszyć się ze swoich zasobów leśnych. Ponoć miał syna utracjusza i hulakę, który wykorzystując ślepotę ojca na lewo i prawo sprzedawał co większe sosny i świerki. Był jednak na tyle przezorny, że pozostawił kilka dorodnych okazów drzew, aby ojciec się nie zorientował w poczynionych wycinkach. Ślepego ojca prowadził do pozostawionych wielosetletnich sosen i świerków, by przekonać go o istniejącym drzewostanie.

Życzliwi donosili bowiem Hasbachowi o poczynaniach niewdzięcznego potomka i wycięciu dużych połaci leśnych. Hasbach uspokojony osobistą lustracją posiadanego drzewostanu donosy ludzkie uznał za nieprawdziwe i pozostał w nieświadomości aż do śmierci._

____________________________________________________________________________________

O Aleksandrze Hasbachu

Opowieść pierwsza

Państwo Aleksander i Inga (Ingeborg Markgraf) mieszkający w majatku Waliły byli dobrymi i serdecznymi ludźmi.Pan Hasbach pozwalał mieszkańcom majątku (a w nim mieszkali moi dziadkowie – Maria i Kazimierz Gryniewscy-on gajowy) zbierać jagody, grzyby i orzechy laskowe w ich lasach. Gdy w sadach waliłskich dojrzały jabłka, każdy dostawał ile chciał. Wynosiła je z pałacu słuążca i gospodyni Hasbachów – Marysia.Wołała dzieci i zapraszała aby jadły do woli.Miała też pomocnicę, ale ta nie była tak lubiana przez mieszkańców Walił.

Opowieść druga

Pani Inga Hasbach często  zapraszała dzieci z majątku Waliły (ok.16 dzieci) na werandę pałacyku w Waliłach. Organizowała im konkursy śpiewu i recytacji.Uczestniczące dzieci dostawały w nagrodę drobne upominki a moja mama dostała pocztówkę z wizerunkiem Ignacego Mościckiego, którą do chwili obecnej przechowujemy w domowym archiwum.

Opowieść trzecia

Moja babcia Marysia, żona Kazimierza Gryniewskiego, gajowego Aleksandra Hasbacha miała rodzinę w Majdanie. Ilekroć  dziadkowie chcieli ją odwiedzić Pan Hasbach pożyczał im swoją piękna bryczkę. Mama i jej bracia byli zachwyceni  luksusem podróży do krewnych tak wykwintnym pojazdem

(Z opowieści Bogumiły Majewskiej z Inowrocławia, wnuczki gajowego  Hasbachowskich lasów okręgu Waliły –  Kazimierza Gryniewskiego)

———————————————————————————————————————

Legenda z książki Adama Ciuńczyka pt. „Znachor Gródecki”

HASBACH

Przed wojną jednym z największych przedsiębiorców w naszych okolicach był Artur Hasbach. Majątku dorobił się jeszcze przed pierwszą wojną światową otwierając fabrykę sukna w Dojlidach, którą po pierwszej wojnie przebudował na fabrykę dykty (obecne zakłady sklejek). W majątkach Stanek i Waliły posiadał tartaki, ziemię i lasy. W pamięci potomnych zachował się dość dobrze. Pomimo, że należał do śmietanki towarzyskiej Białegostoku, chętnie uczestniczył w ważnych wydarzeniach w życiu swoich pracowników. Zdarzało się, że zapraszany był na wesela. W trakcie rozmaitych zabaw i ceremonii następował czas, gdy przepasany strojnym ręcznikiem starosta weselny zbierał od gości datki dla pary młodych. Był to długo oczekiwany moment, gdyż śmiechu było co niemiara. Rolą starosty było skomentowanie w sposób żartobliwy każdego ofiarodawcy i przyjęcie od niego pieniędzy lub prezentu, który kładziony był na talerz owinięty białym płótnem. Zanim to, co było na talerzu trafiło do młodych, pokazywane było wszystkim weselnikom. Biada, gdy ktoś wykazał się nadmiernym skąpstwem!

Gdy starosta podchodził do Hasbacha, ten kładł na talerzu zapałkę, czasami dwie; trzy kładzione były wówczas, gdy ślub brało któreś z chrzestnych dzieci ziemianina. Oznaczało to, że gdy młodzi zaczną stawiać dom, w jego majątku będą mogli wyciąć taką ilość sosen, ile było zapałek na talerzu. Ponadto drzewa te sami będą mogli wybrać.

W 1938 r. Artur Hasbach stracił wzrok i majątkiem zaczął zarządzać jego syn, znany utracjusz i hulaka. Najprostszym sposobem na uzyskanie szybkiej gotówki był wyrąb i sprzedaż dorodnego drzewostanu poza wiedzą ojca. Życzliwi jednak donosili Hasbachowi o poczynaniach jego potomka. Ten wówczas, pełen podejrzeń, kazał się prowadzić synowi na skraj swoich ukochanych lasów, gdzie mógł rękoma dotykać kilkusetletnich sosen … Przebiegły syn specjalnie w tym celu pozostawiał je nienaruszone. Stary Hasbach, uspokojony osobistą lustracją drzewostanu, nigdy nie dał wiary ludziom. W 1939 r. wyjechał do Berlina, gdzie wkrótce zmarł.

(Legendę przesłała P.Wiera Tarasewicz z Gródka)

———————————————————————————————————————

 Legenda inspirowana książką „Hasbachowie. Z rodzinnego sztambucha”, Elżbieta Kozłowska Świątkowska, Józef Maroszek, Międzynarodowe Stowarzyszenie Białostoczan, Białystok 2011

Artur Hasbach ostatnie lata swojego życia spędzał w letniej siedzibie –  Stanku.Niedzielne spacery po alei lipowej rozbrzmiewały głosem Artura śpiewającego psalmy. Mimo, że stracił wzrok, samodzielnie poruszał sie po dobrze znanych zakątkach ulubionego Stanku.A śpiew jego był donośny, radosny i pełen ufności do Boga.

———————————————————————————————————————